poniedziałek, 25 stycznia 2016

Sobotni wieczór

Siemka!
Od 10 dni nic nie wstawiałem. Nic się ciekawego nie działo, a żeby nie było tak pusto, to opiszę wam chociaż jeden z ostatnich dni :)

Sobota rano. Mówiąc rano mam na myśli 11:30 przed południem, kiedy to w końcu ja z moją panią zwlekliśmy się z łóżka. Ale z nas straszne śpiochy! Dopóki nie zachce mi się siku, to możemy tak spać nawet i do 15... Wyszliśmy na dwór. Obwąchałem większość drzew po drodze, wytarzałem się kilka razy w śniegu, zrobiłem siku i kupkę, pogadałem z innymi psami... Spacer jak spacer. W domu pobawiłem się z Klaudią zabawkami, potem ona odrabiała lekcje, a ja łaziłem po mieszkaniu to do salonu, to do dziadka, to do łazienki... Tak po prostu. Nawet nie wiem po co. Koło godziny 14 znów na spacer. Potem w domu zostałem tylko ja sam. Tata pani był w pracy, a reszta pojechała do Żor do wujka na urodziny. Pewnie fajnie tam musiało być... Jedzenie i dzieci. Normalnie raj! A nie takie nudy jak u mnie... Jako iż dostaję karmę tylko 2 razy dziennie (dlaczego!!!), to do dyspozycji miałem tylko miskę wody. Przy mojej wadze, czyli 13 kg, dostaję szklankę suchej karmy rano i szklankę wieczorem. Dla urozmaicenia czasem zastąpią mi ją miską mokrej karmy, lub gotowanej kaszy z warzywami i mięsem. Ale dbają o moją linię... I tak już sporo przytyłem odkąd mnie zabrali ze schroniska... Mniejsza z tym. Samemu w domu tak mi się nudziło, że popsułem sobie jedną z zabawek i ukradłem patyk z klatki Korka i Mai. Oni ich mają dużo, nawet nie zauważą. Potem jak zasnąłem, to spałem tak aż do ich przyjazdu, czyli do 20:30. Dupa mi latała na boki jak ich zobaczyłem! No przecież nie było ich całe wieki! Dali mi jedzonko, a potem o godzinie 21 poszliśmy na spacer, ale taki dłuższy, bo wróciliśmy dopiero po godz. 22. Co prawda nie był to pierwszy taki dłuższy spacer, ale poszliśmy do nowego miejsca! Szliśmy sobie w śniegu ja, Klaudia i Mateusz. Musieliśmy iść odnieść gry na xbox'a do takiego innego wujka. Nie mieszkał zbyt daleko, jednak kawałek drogi to był. Po oddaniu tych płyt poszliśmy inną drogą, taką długą, pod górkę, spokojną. Jako iż wieczór, nie było innych psów, więc mnie spuścili ze smyczy. Też nie pierwszy raz, ale jak wspominałem wcześniej, pierwszy raz byłem w tej okolicy. Biegałem, wąchałem, sikałem... Nawet kawałek drogi targałem ze sobą 4 metrowy badyl, który znalazłem koło przewróconego drzewa. Mateusz i Klaudia pewnie zazdrościli mi mojej siły, dlatego się ze mnie śmiali... Było mi już ciężko, więc zostawiłem go na środku drogi. Moja pani musiała go przestawić, żeby w razie czego auta mogły normalnie przejechać. Przechodziliśmy obok ogrooomnej góry węgla i torów kolejowych. Z tego co słyszałem, to nazywa się to kopalnia. Od czasu do czasu jeżdżą tam pociągi, a ze sobą ciągną wagony właśnie tego węgla. Już kiedyś widziałem przez okno w oddali przejeżdżające pociągi, słyszałem ich trąbienie i sunięcie po torach... Ciekawie wyglądające miejsce! Żeby zapamiętać, obsikałem murek otaczający to wszystko. Cały czas idąc wzdłuż tegoż to murka, bez smyczy rzecz jasna, bawiłem się patykami, tarzałem w śniegu, rzucano mi śniegowe kulki, biegaliśmy... Fajnie było! Niestety zabawę przerwał telefon od taty i coraz bardziej dający się we znaki mróz. Musieliśmy wracać. Kiedy przechodziliśmy pod takim ogromnym mostem po którym jeżdżą wspomniane wcześniej pociągi, musieli mnie z powrotem zapiąć na smycz, bo zaczynały się bloki mieszkalne i ludzie innymi z psami. Powolutku przed siebie i już w domku. Mateusz nas odprowadził, po czym jeszcze wyszedł na klatkę schodową z kolegami. Ja i Klaudia natomiast, obydwoje opatuleni w kołderkę w łóżku, oglądaliśmy film na laptopie. Tytuł tego filmu chyba brzmiał "Wiecznie Żywy"... Chyba tak. Tak czy inaczej był o zombie. Pańcia piła ciepłe mleko, a ja leżałem tuż obok zwinięty w kłębek. Cieplutko. Fajnie jest być kochanym... Ciekawe, co teraz porabiają w takie zimno znajomi w schronisku?

Tak zakończył się mój dzień. :) Niestety nie mam żadnych zdjęć, więc to na tyle! Do zobaczenia w następnym poście!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz