piątek, 15 stycznia 2016

W odwiedziny!

Siemka!
Mijają tygodnie, a ja wciąż nie umiem uwierzyć, że mam dom! Taki krótki czas, a już tyle w okół mnie się wydarzyło... Czy jest coś lepszego od jedzenia, spania, dzieci i ich brudnych rączek? :D Dzisiejszy post jest o odwiedzinach u kuzynów mojej pańci! Nie pamiętam kiedy to się dokładnie wydarzyło, ale to chyba nie ważne.

Gdy usłyszałem "czako" od razu się zerwałem z łóżka i podbiegłem do mojej pani. "Jedziemy do kuzynów!" powiedziała Klaudia zakładając mi szelki. Już sama myśl o tym, że w ogóle wychodzę z domu jest dla mnie szokiem, a co dopiero podróż do nowego miejsca! Szybko się zebraliśmy i ja, Klaudia, mama, babcia i Kamil wyszliśmy z domu w stronę przystanku (przystanek jest zaraz za blokiem). Autobus mieliśmy za kilka minut, więc wszyscy usiedli na ławce, a ja położyłem się obok w cieniu (było ciepło tamtego dnia). Przyjechał. Niestety kierowca jak to kierowca bez kagańca mnie nie wpuści... Musieli założyć mi to dziadostwo na mój jakże słodki pyszczek... Usiedliśmy sobie na tyle autobusu, jako iż kaganiec mi przeszkadzał to go po prostu zdjąłem, ale w zamian nie mogłem się ruszyć z miejsca, a szkoda... Tyle ciekawych zakamarków do obwąchania na mnie czekało! Podróż trwała niecałe 10 minut. Wysiedliśmy w Żorach. Kierowca zauważył, że ściągnąłem ten kaganiec i tak trochę się wkurzył, nie wiem nawet za co, skoro nie gryzę! No ale cóż... Kierowcy nie przegadasz... Nie wiedzieliśmy, czy czekać na kolejny autobus, który jedzie od razu pod dom kuzynów, czy przejść pieszo dość spory kawałek drogi. Mi się chciało pić, mojej pani było gorąco, Kamil jak to Kamil narzekał z byle powodu, babcia była zmęczona  i nie chciało jej się iść (nawet nie wiem czemu, może dlatego, że jest starsza?), a mama z ochotą nas namawiała na ten jakże "krótki" spacerek. Ja bardzo chciałem iść pieszo, obwąchać wszystko i w ogóle, ale pragnienie wygrało... Na czas przyjazdu autobusu poszliśmy do barku obok. Ja dostałem miseczkę wody, Klaudia i Kamil po "Tymbarku", a mama i babcia jakieś inne napoje. Wszyscy jeszcze obżerali się darmowymi cukierkami, a ja musiałem na to patrzeć i słuchać tego ich "nie dostaniesz"... Staliśmy na przystanku kiedy akurat podjeżdżał nasz autobus. Wsiedliśmy. Ten kierowca był spoko i nie kazał mi zakładać kagańca na te 5 min drogi. Wysiedliśmy niedaleko miejsca zamieszkania kuzynów. Chciało mi się kupę, ale za dużo rzeczy do wąchania i nie  było odpowiedniego miejsca na to. Doszliśmy do ich domu. Wszyscy byli w środku, tylko ciocia wieszała pranie w ogródku. Jako iż dom był ogrodzony to Klaudia spuściła mnie ze smyczy. Szalałem jak głupi ze  szczęścia! Wszędzie mnie było pełno! Aż w końcu pobiegłem do ogródka i jak se przysiadłem za sadzonkami... To był taki mój sposób przywitania się :( Krzyczeli po mnie i pytali, czemu nie zrobiłem kupy wcześniej. No ale Klaudia wszystko posprzątała i sprawa szybko minęła, ale przez to musiałem być przypięty do długiej smyczy żebym jeszcze nie obsikał im wszystkiego. Za każdym razem, kiedy chciało mi się siusiu/kupkę, to szedłem z Klaudią na pole za ogródkiem, tam załatwiałem swoje sprawy. Później moim oczom ukazała się czwórka dzieci. Trzech chłopców i jedna dziewczynka. Taki byłem szczęśliwy na ich widok, a oni na mój. Pierwszy raz widziałem ich, a oni mnie! Jeden z chłopców był niepewny co do mnie, bo jak był mniejszy to został ugryziony przez jakiegoś kundla... Grrr... Jako iż w ogródku było niewiele miejsca i rzeczy do zabawy to wyszliśmy na to pole. Dzieci się ze mną bawiły patykiem, a jako iż byłem na długiej smyczy to miałem dość dużą swobodę. Ten chłopiec, który został ugryziony wystraszył się mnie jak skakałem i prawie rzucił mnie kamyczkiem w głowę... Oczywiście nic się nie stało i został okrzyczany. Jednak potem wręcz się do mnie przytulał, już się nie boi :) Klaudia Nie chce mnie spuszczać, bo jak to mówi "Jak go spuszczam ze smyczy to mu szajba odbija i  się nie słucha". WCALE NIE! Ja po prostu cieszę się tym, że mam tyle swobody i podążam za zapachami... Po całej zabawie nadszedł czas na jedzonko! Przypięli smycz do ławki więc nie mogłem siedzieć pod stołem i czekać, aż coś spadnie... Klaudia dostała dwie dość spore paczuszki suchej karmy do przetestowania od pani z zoologicznego, więc jedną zjadłem rano, a drugą zostawiła mi na wieczorną kolacje u kuzynów. Po całej "imprezie" pojechaliśmy taksówką do domku i ino weszliśmy do pokoju to od razu położyłem się na łóżku i zasnąłem. Jeszcze jednym uchem usłyszałem oskarżenia, że jednemu panu na "imprezie" niby zeżarłem papierosy... Ten pan chyba nie lubi piesków... Jednak mimo to fajnie było :)
Ciocia nawet wpuściła mnie do domu!

Wieczorkiem zmienili smycz na krótszą, żeby mi było wygodniej się poruszać :)
Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz